2022
Wiosna 1945 roku na Białostocczyźnie, to początek wzmożonej walki pomiędzy polskim podziemiem niepodległościowym a komunistycznym aparatem represji. Na terenie województwa białostockiego doszło wówczas do serii bojów stoczonych przez oddziały partyzanckie z reżimowymi grupami operacyjnymi. Jeden z nich miał miejsce 30 kwietnia 1945 roku w rejonie wsi Dąbrowa Moczydły (gmina Szepietowo, powiat Wysokie Mazowieckie) gdzie wspólnie stanęli do walki żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych oraz Armii Krajowej Obywatelskiej…
28 kwietnia 1945 roku komendant 2. strażnicy liniowej, ze stacjonującego w Wysokiem Mazowieckiem 1. batalionu strzeleckiego 2. pułku pogranicznego NKWD, wysłał do wsi Dąbrowa-Łazy 5-osobowy patrol zaopatrzeniowy (na dwóch podwodach), celem dostarczenia furażu (dowódca: starsz. Siergiej Szpat). Po przybyciu na miejsce (około godziny 15:00), żołnierze wprawdzie zarekwirowali siano, jednak pod pozorem ścigania dezerterów z MO przystąpili do przeszukiwania zabudowań, które faktycznie okazało się pretekstem do grabieży mieszkańców. W gospodarstwie Sienickiej (brak imienia), sowieci zrabowali patefon, wyprawioną skórę na parę butów oraz litr wódki, po czym rozpoczęli libację alkoholową. Ponadto dowódca patrolu „zarekwirował” we wsi 2 wieprze. Obecność intruzów nie uszła uwadze miejscowej siatki konspiracyjnej (należącej do NSZ), która na drodze powrotnej, w pewnej odległości za zabudowaniami wiejskimi, przygotowała zasadzkę.
„[Sowieci] Odjechali w kierunku Dąbrowy Wielkiej i tam zostali ostrzelani przez partyzantów. Zaczęli uciekać w kierunku Dąbrowa-Łazy. Tam dwóch ruskich zeskoczyło z fur i zaczęło się ostrzeliwać, w celu osłonięcia odwrotu pozostałych. Gdy skończyła im się amunicja, to zaczęli uciekać. Zostali trafieni serią z rkm-u i zginęli. Pozostałym 6 ruskim, z których część była w mundurach sowieckiego wojska, udało się uciec” – zeznał w 2003 roku Stanisław Jankowski. Skoro jednak miało być ich ośmiu (a więc o trzech więcej) oraz nie wszyscy mieli umundurowanie, to najprawdopodobniej wśród nich również znajdowali się cywilni woźnice.
Wprawdzie sowieci stracili dwóch zabitych (byli to: szer. Michaił Motlicz i szer. Iwan Powilajew) oraz część łupów, jednak pozostali zdołali zbiec i powrócić do swego miejsca postoju. Informacja o śmierci żołnierzy zaalarmowała dowództwo batalionu strzeleckiego NKWD w Wysokiem Mazowieckiem, które postanowiło wyjaśnić zdarzenie, co niebawem doprowadziło do przedmiotowego boju. Jeszcze tego samego dnia wieczorem w Dąbrowie Łazach zjawili się sowieci, którzy zabrali zwłoki zabitych kolegów oraz zapowiedzieli swoje późniejsze przybycie. Pomimo wyczuwanego napięcia niedziela 29 kwietnia 1945 roku minęła nadspodziewanie spokojnie.
Wczesnym rankiem 30 kwietnia 1945 roku wyruszyła w teren, doraźnie zorganizowana z żołnierzy 2. strażnicy, 20-osobowa grupa zwiadowczo-poszukiwawcza (w tym dwóch konno, pozostali na dwóch furmankach), uzbrojonych w 2 ręczne karabiny maszynowe, 10 pistoletów maszynowych i 8 karabinów/karabinków, celem ustalenia i ujęcia sprawców „zabójstwa” dwóch żołnierzy (dowódca: lejt. Pietr Olejnik). Po przybyciu do wsi Dąbrowa Łazy, sowieci rozpoczęli przeszukania i zatrzymania, po czym już na miejscu przystąpili do wstępnych czynności śledczych. Wyselekcjonowali wówczas kilkanaście osób (w ich mniemaniu podejrzanych), z których po pierwszych przesłuchaniach zostali zwolnieni, m.in.: Eugeniusz Dąbrowski, Stanisław Jankowski, Józef Sienicki, Józef Szulborski oraz Zygmunt Włostowski.
Według dostępnych przekazów wśród uczestników wspomnianej „ekspedycji karnej” znajdowali się również Polacy. „Z ruskimi byli też i w polskich mundurach, ale na wierzchu mieli jesionki. […]. W trakcie rozmów dowiedziałem się, że przyjechali z Wysokiego Mazowiecka. Chodzili oni od domu do domu i robili rewizje i przesłuchiwali. Mnie przesłuchiwał mnie taki funkcjonariusz w jesionce. Zapamiętałem jak w protokole zapisał nazwisko na wstępie „Kania”. […]. Jeden w jesionce mówił do drugiego „Mazur”, tak chyba miał na nazwisko inny z UB” – zeznał w 2003 roku Stanisław Jankowski. Bez wątpienia osobnika o nazwisku „Kania” należy identyfikować, jako ówczesnego komendanta powiatowego MO w Wysokiem Mazowieckiem – ppor. Stanisława Kanię, natomiast tożsamość wspomnianego „Mazura” pozostaje jak dotąd nieznana.
Tym razem miejscowa siatka konspiracyjna była znacznie lepiej przygotowana na nieproszoną „wizytę”. Wysłani gońcy zaalarmowali lokalnych dowódców terenowych, którzy w pobliskiej Dąbrowie Cherubinach skoncentrowali podległe oddziały partyzanckie, celem odbicia zatrzymanych. Według późniejszych zeznań Jana Skowrońskiego „Cygana” z 1947 roku akcję zorganizował oddział NSZ chor. Feliksa Łuniewskiego „Żbika” (w sile około 40-50 partyzantów), wspólnie z patrolem AKO ppor. Ostrowskiego „Wichra” (około 15 ludzi), przy czym oddział chor. „Żbika” został wówczas doraźnie wzmocniony członkami miejscowej siatki terenowej.
Dowódcy partyzanccy słusznie przyjęli, że z przyczyn taktycznych sowiecka kolumna nie będzie wracała tą samą drogą i skieruje się do Dąbrowy Moczydeł, co przesądziło o wyborze dogodnego miejsca na zasadzkę. Niestety, trasa marszu połączonych oddziałów NSZ i AKO we wspomnianym kierunku pozostaje nieznana. Skoro jednak tego samego dnia na przystanku kolejowym w Kitach partyzanci rozbroili 8-osobową załogę sowieckiego posterunku ochronnego (gdzie zdobyli 5 pm-ów, 300 naboi oraz uprowadzili ze sobą strażników), należy przyjąć że była to marszruta: Dąbrowa Cherubiny–Dąbrowa Wielka–Dąbrowa Kity (przystanek kolejowy)–Dąbrowa Bybytki–Dąbrowa Moczydły. Jednocześnie w teren wyruszyli mający śledzić konwój wywiadowcy (poruszający się konno i na rowerach), którzy napotkanych na drogach okolicznych mieszkańców rozpytywali o przechodzących „sowietów w zielonych czapkach”. Według dostępnych przekazów podczas przemarszu pędzeni mieszkańcy wsi Dąbrowa Łazy byli bici i maltretowani przez żołnierzy eskorty. Około południa kolumna dotarła do sąsiedniej Dąbrowy Moczydeł, gdzie na drodze w środku wsi nadal kontynuowano przesłuchania, po czym zwolnione zostały dwie osoby, m.in. Józef Bańkowski (najprawdopodobniej drugim uwolnionym był Aleksander Dąbrowski zatrzymany już w Dąbrowie-Moczydłach).
Jeden z partyzanckich wywiadowców – Antoni Rostkowski „Dąb” (żołnierz NSZ), zeznał w 1947 roku: „Ja otrzymałem zadanie udać się konno do wsi [Dąbrowa-]Moczydły i zbadać, czy znajduje się tam wojsko a następnie zawiadomić o wyniku wywiadu bandę, która w tym czasie posuwała się na miejsce zasadzki na szosie koło wsi [Dąbrowa-]Moczydły. Ja pojechałem do [Dąbrowy-]Moczydeł i stwierdziłem, że wojska we wsi nie ma a od ludzi dowiedziałem się, że wojsko przed chwilą opuściło wieś”. Antoni Rostkowski podczas tortur w śledztwie używał sformułowania „oddział” lub „bojówka”, to ubowiec w protokole zamieniał jego słowa na „banda” co było powszechną praktyką komunistó w tamtym czasie. Konwój posuwał się wtedy w kierunku Szepietowa, gdzie w odległości około 300-400 metrów od wiejskich zabudowań, w miejscu określanym jako „drugi zakręt od Dąbrowy-Moczydeł” oraz „łuk przed wsią Szepietowo-Podleśne”, połączone oddziały NSZ i AKO zorganizowały zasadzkę.
Około godziny 14:30 partyzanci ostrzelali z kilku stron zbliżającą się sowiecką kolumnę, która przy tym została zablokowana tak, że nie mogła już cofnąć się do Dąbrowy Moczydeł. W zaistniałym wówczas zamieszaniu części zatrzymanych osób udało się zbiec, byli wśród nich: Stefan Gawęda, Rafał Michalski, Tadeusz Michalski oraz Władysław Zaręba. Pomimo zaskoczenia dwaj żołnierze sowieccy zdołali konno wyrwać się z miejsca zasadzki i galopem ruszyli do oddalonego o około 8 kilometrów Wysokiego Mazowieckiego, gdzie stacjonował batalion strzelecki NKWD, natomiast reszta zajęła obronę okrężną w oparciu o przydrożne rowy. Niemal jednocześnie sowieci rozstrzelali pozostałe zatrzymane osoby. Zabici wówczas zostali: Józef Jankowski, Ignacy Sierzputowski, Adam Zaręba, Stanisław Zaręba, Stanisław Ziemak oraz NN mężczyzna (będący kuzynem Ignacego Sierzputowskiego).
„To, że ich zastrzelili [w znaczeniu: rozstrzelali], a nie [zabili] w czasie ucieczki to wynika z faktu, że wszystkie zwłoki leżały jakby w szeregu. W przydrożnym rowie. Mój ojciec był trafiony w tył głowy, a kula wyszła z przodu, gdzie była duża dziura. Podobnie strzałem w plecy został zabity Sierzputowski Ignacy. Pozostali byli strasznie postrzelani, mieli też połamane, powykręcane ręce. Na twarzy i całym ciele widziałem potłuczenia. Musieli ich przedtem torturować po drodze. Ja to wszystko dokładnie widziałem, bo podczas przygotowania zwłok do pogrzebu: ich mycia i ubierania, byłem obecny” – zeznał w 2003 roku Stanisław Jankowski.
Połączone oddziały NSZ i AKO liczyły łącznie około 60 żołnierzy (dobrze uzbrojonych, gdyż razem posiadały najprawdopodobniej 6-7 rkm-ów), lecz w dokumentach sowieckich liczba atakujących urosła później aż do 150 ludzi. Trwająca około dwóch-trzech godzin walka ogniowa nie doprowadziła do rozstrzygnięcia. Partyzanci mieli kilkakrotnie podrywać się do ataku, jednak byli zatrzymywani ogniem broni maszynowej, rzekomo ponosząc przy tym straty. Sytuacja stała się patowa, chociaż należy zakładać, że to właśnie osaczonym sowietom kończyła się już amunicja. Jeden z uczestników boju – Jan Skowroński „Cygan” (żołnierz NSZ), w obszernych zeznaniach składanych w 1947 roku, stwierdził wyjątkowo lakonicznie: „W czasie tego napadu robiłem to samo, co i wszyscy członkowie organizacyjni. Strzelałem w kierunku żołnierzy”.
Tymczasem wysłani gońcy dotarli do Wysokiego Mazowieckiego, gdzie zaalarmowali dowództwo batalionu strzeleckiego NKWD. Pomocnik szefa sztabu batalionu – lejt. Władimir Mołczan, zorganizował wówczas odsiecz, składającą się z żołnierzy 1. i 2. strażnicy oraz miejscowych funkcjonariuszy MO (łącznie około 35 ludzi), którzy na ciężarówce Ford i czterech furmankach wyruszyli na pole walki. Ponadto o zdarzeniu telefonicznie powiadomił załogę pobliskiego sowieckiego lotniska polowego pod Szepietowem, gdzie stacjonowały pododdziały 259. batalionu obsługi lotnisk (według wywiadu AKO przebywało tam wtedy około 50 żołnierzy, stanowiących obsługę oraz obronę przeciwlotniczą obiektu). Następnie osobiście dotarł na lotnisko, skąd poprowadził na miejsce walki około 25-osobową grupę dysponującą „zenitówką na maszynie” (najprawdopodobniej był to podwójnie sprzężony 12,7 mm wielkokalibrowy karabin maszynowy DSzK, zainstalowany na podwoziu ciężarówki GAZ). Doraźnie zorganizowany przez lejt. Mołczana „oddział niszczycielski” liczył łącznie 65 żołnierzy, uzbrojonych w 4 rkm-y, 28 pm-ów oraz 29 kb/kbk.
Przybycie odsieczy (około godziny 17:30), wchodzącej do boju pod osłoną pobliskiego lasu majątku Szepietowo, było dla żołnierzy NSZ i AKO pełnym zaskoczeniem.Sytuacja szybko zaczęła zmieniać się na niekorzyść partyzantów, którzy zaczęli być rażeni z kilku stron.Szalę zwycięstwa na korzyść strony reżimowejprzechylili sowieci z podszepietowskiego lotniska, gdy obsługa wkm-ów rozpoczęła ostrzeliwanie stanowisk zajmowanych przez żołnierzy NSZ i AKO. Wobec przygniatającej przewagi środków ogniowych przeciwnika dowódcy partyzanccy zarządzili odwrót, którego droga wiodła przez Dąbrowę Moczydły, w kierunku zachodnim. Kiedy pod osłoną ognia wkm-ów sowieci ruszyli do ataku, prowadzony ostrzał objął również pobliskie zabudowania wsi, a użyta typowa amunicja przeciwlotnicza (szczególnie smugowa oraz zapalająca), spowodowała pożar drewnianych budynków, krytych wówczas najczęściej strzechą.
Był to dopiero początek dramatu mieszkańców Dąbrowy Moczydeł. „Rosjanie być może myśleli, że partyzanci pochowali się we wsi Dąbrowa Moczydły i wówczas to zaczęli strzelać do budynków. Budynki, szczególnie kryte słomą obory i chlewy, zaczęły się palić” – zeznał w 2003 roku Czesław Stypułkowski. „Partyzanci to musieli wycofywać się przez wieś. Jako pierwsze zabudowania, to od pocisków zapalających zaczęły palić się u Zaręby Franciszka. […]. U Zarębów, to spaliło się wszystko: dom, stodoła, obora. Od pocisków też zapaliły się zabudowania Święckiego Antoniego” – zeznał wówczas Józef Stokowski.
Spalenie całego dobytku rodziny Zarębów stało się wstępem do tragedii, która rozegrała się niebawem. „Wówczas zaczęła się strzelanina i ja z dziećmi Józefem, Alicją i Janem, który miał wówczas 10 miesięcy, a Józef miał 12 lat a Alicja 10, schowałam się do piwnicy w domu. W pewnym momencie ktoś krzyknął, że pali się stodoła i obora. Ja wybiegłam. Mąż wcześniej młócił w stodole i ja tam podbiegłam. Krzyknęłam do niego, że się pali i on wyszedł ze słomy, gdzie się ukrył. Zaczął ratować konie i prosiaki. Potem ja krzyknęłam aby wziął Janka i będziemy uciekać, gdyż coraz bardziej się paliło. Ja jeszcze zabrałam z domu buty i zaczęliśmy uciekać przez drogę do rowu. W tym czasie przykucnęliśmy, gdyż wokół słychać było świst przelatujących kul. Wówczas to obok nas przechodził ruski żołnierz, z takim dużym karabinem z kołem u góry [magazynek talerzowy rkm-u]. Był chyba w czapce. Szczegółów munduru nie pamiętam. Podszedł bardzo blisko do męża i wycelował ten karabin tak, że prawie lufa dotykała do piersi męża ponad trzymanym dzieckiem na ręku. Ja prosiłam aby nie strzelał, że to mój mąż, że to nie jest partyzant. Prawdę mówiąc ja wówczas w ogóle nie widziałam partyzantów. Pomimo moich próśb strzelił i sobie poszedł. Mój mąż powiedział, że bardzo go piecze. Ja zabrałam z jego rąk Janka. Wówczas Franciszek przeżegnał się i już więcej nie dał znaku życia. Ja zabrałam dzieci i oddaliłam się z tego miejsca” – zeznała w 2003 roku Franciszka Zaręba.
Żołnierze sowieccy wkraczający do wsi przystąpili do systematycznego podpalania zabudowań (w tym gospodarskich, wraz z żywym inwentarzem), pilnując przy tym aby mieszkańcy nie mogli skutecznie ich gasić. Nie były to odosobnione przypadki, więc wspomniana okoliczność wskazuje, że działali na rozkaz swoich dowódców. „Pozostałe zabudowania, to zostały podpalone zapałkami przez żołnierzy radzieckich, którzy nie pozwalali gasić, aż dobrze dom, czy obora lub stodoła nie zaczęła się dobrze palić. Podpalali przy tym zabudowania razem ze zwierzętami. U nas żołnierz podpalił szopę przy stodole. Chciał to zagasić Szepietowski Julian ale uderzył go karabinem w twarz ten rosyjski żołnierz i pognał na swoje podwórko” – zeznał w 2003 roku Józef Stokowski. „Potem zaczęli podpalać zabudowania zapałkami. Ja widziałem jak ci Rosjanie podpalili nasze zabudowania. Ojciec prosił aby nie robili tego a oni zagrozili, że go zabiją i podpalili dwie stodoły, oborę i dom mieszkalny należący do mojego ojca” – zeznał wówczas Czesław Stypułkowski.
Według dotychczasowych ustaleń spłonęły wtedy (w całości lub częściowo) zabudowania należące do co najmniej 18 gospodarzy, w tym: Boguckiego (brak imienia), Aleksandra i Józefa Dąbrowskich, Ignacego Dąbrowskiego, Franciszka Dąbrowskiego, Mateusza Dąbrowskiego, Stanisława Dąbrowskiego, Mieczysława Gawkowskiego, Aleksandra Grodzkiego, Kazimierza Perkowskiego, Lucjana Perkowskiego, Stanisława Stokowskiego, Jana Stypułkowskiego, Józefa Stypułkowskiego, Michała Stypułkowskiego, Stanisława Stypułkowskiego, Antoniego Święckiego, Mariana Wdzieńkońskiego oraz Franciszka Zaręby. Należy przy tym zwrócić uwagę, że według źródeł kartograficznych w 1935 roku wieś Dąbrowa Moczydły liczyła 25 budynków mieszkalnych.
Chociaż kierownik PUBP w Wysokiem Mazowieckiem – por. Stanisław Zasztoft, w swoim meldunku bez jakichkolwiek ogródek przyznał: „Po zlikwidowaniu [w znaczeniu: zakończeniu] boju spalono wieś Dąbrowa Moczydły”, to później jednak komunistyczna propaganda usiłowała kłamliwie przedstawiać wspomniany fakt. Autorzy „Kroniki MO i SB województwa białostockiego”, opracowania pochodzącego z lat 70-tych XX wieku, obłudnie stwierdzili wówczas: „Banda podpalając wieś wycofała się z walki pod osłoną dymu”.
Partyzanci po wyjściu z Dąbrowy Moczydeł na otwarty teren rozproszyli się, kontynuując odwrót w kierunku lasu położonego w pobliżu wsi Dąbrowa Łazy. Sowieci prowadzili pościg aż do osiągnięcia jego skraju, co nastąpiło około godziny 19:30, po czym po upływie pół godziny (wraz z nastaniem zmroku), dalsze działania zostały zakończone.
Podczas pościgu za partyzantami żołnierze sowieccy natknęli się na przejeżdżającego furmanką mieszkańca pobliskiego Klukowa – Bolesława Sztylera, którego ostrzelali. Mężczyzna porzucił wtedy zaprzęg z zabitym koniem i pieszo próbował oddalić się z miejsca walki, jednak został zastrzelony. Kierownik PUBP w Wysokiem Mazowieckiem – por. Zasztoft, meldował że przy zwłokach „znaleziono razem z dokumentami ulotek 6 szt[uk]” (według innego przekazu miało to być pismo „Wiadomości Tygodniowe”, a więc wydawnictwo Obwodu AKO Wysokie Mazowieckie). Warto przy tym dodać, że Bolesław Sztyler był w przeszłości zastępcą komendanta Polskiej Organizacji Wojskowej w Wysokiem Mazowieckiem, odznaczonym m.in. Krzyżem Niepodległości. W latach 1920 – 1935 pełnił funkcję komendanta Ochotniczych Straży Pożarnych w Wysokiem Mazowieckiem. Zabito również Stanisława Kutyłowskiego z Żabińca koło Klukowa, który wówczas powracał z młyna w Wysokiem Mazowieckiem. Zaskoczony przez nadciągającą tyralierę zdołał wyprząc konia i próbował uciekać na oklep, jednak dosięgły go sowieckie kule. Chociaż żołnierze zorientowali się, że nie był to partyzant – ponoć nawet mówili: „Nie winowat”, jego zwłoki zostały obrabowane z pieniędzy i butów. Trudno zatem nie oprzeć się wrażeniu, że podczas pościgu sowieci strzelali do wszystkich ludzi, których zauważyli w pobliżu.
Ponad wszelką wątpliwość wśród sowietów znajdowali się również funkcjonariusze PUBP w Wysokiem Mazowieckiem, jednak trudno w chwili obecnej ustalić ich tożsamość.„Ja ukryłem się potem w kopcu po ziemniakach, bo wokół mnie zaczął się ostrzał. Tam byłem, aż uspokoiła się strzelanina. Gdy wyszedłem, zostałem po polsku zatrzymany słowami „Stój, padnij”. Kiedy upadłem, przyciśnięto mnie automatem miedzy łopatki. Widziałem 3 mężczyzn, w mundurach zielonych czyli Polskich. Jeden z nich powiedział obszukaj go, czy nie ma granatu. Po tym kazano mi wstać i wytłumaczyć się kim jestem. Pokazałem kartę meldunkową, gdzie były moje dane osobowe. Pytali mnie czy jestem partyzantem. Odpowiedziałem, że nie, że jestem mieszkańcem gospodarstwa [i] wskazałem które. Jeden z nich zapytał tych 2 pozostałych co z nim zrobimy. Jeden z nich powiedział, że podprowadzimy go pod ścianę i rozwalimy. W tym czasie mój ojciec wyszedł i powiedział „Panowie, puśćcie go to jest mój syn”. Wtedy dowódca, tzn. mężczyzna, który wydawało mi się że wśród nich rządził, obrócił się do mnie i powiedział czy wiem kim oni są. Ja powiedziałem, że nie wiem. Odpowiedzieli mi, że są Urzędem Bezpieczeństwa z Wysokiego Mazowieckiego. Powiedzieli też, że „Masz szczęście, że cię spotkali Polacy bo w innym przypadku byś ziemię gryzł” – zeznał w 2003 roku Tadeusz Stypułkowski.
Nie był to koniec dramatu, którą przeżyli mieszkańcy Dąbrowy Moczydeł. Przez chwilę zawisło nad nimi nowe niebezpieczeństwo. „Potem żołnierze radzieccy zebrali wszystkich w jednym miejscu i chyba chcieli rozstrzelać ale dzięki temu, że u Dąbrowskich – Józefa i Aleksandra został ukryty żołnierz radziecki, który we wsi pilnował ziemniaków dla wojska – zakopcowanych, a który wstawił się za mieszkańcami, że to nie oni napadli i nie są partyzantami, to ich nie zabili. Starszych mieszkańców zabrali do Wysokiego Mazowiecka ale później po przesłuchaniu wypuścili” – zeznał w 2003 roku Józef Stokowski. „Aresztowano kilkunastu mężczyzn i układano ich na poboczu drogi, kiedy jeden z nich się poruszył, dostał postrzał w plecy, strzelano do zwierząt, bito ludzi. Wojsko rabowało jeszcze przez parę dni, nawet takie rzeczy jak drzewo opałowe, które ocalało od pożaru” – opisywał wówczas Tadeusz Stypułkowski. Według meldunków kierownika PUBP w Wysokiem Mazowieckiem – por. Zasztofta, tego dnia zatrzymano we wsi 13 lub 15 osób.
Według dokumentów NKWD partyzanci w boju mieli stracić 67 zabitych, co jest typowym dla ówczesnych realiów wymysłem – grupy operacyjne nie zabierały wtedy z pola walki ciał przeciwników, więc w swoich meldunkach mogły podawać dowolne liczby, tak aby w oczach przełożonych zawyżać odniesione sukcesy.
Brak zachowanych dokumentów NSZ i AKO sprawia, że trudno jest ocenić faktyczne straty poniesione w walce przez partyzantów. Według zeznań Jana Skowrońskiego „Cygana” składanych w 1947 roku – mieli oni 2 lub 3 zabitych, z kolei według późniejszego przekazu uczestnika boju, pochodzącego z lat 90-tych XX wieku – stracili 3 zabitych. Mieszkańcy Dąbrowy Moczydeł zapamiętali NN żołnierza (rzekomo pochodzącego gdzieś spod Czyżewa), który nie mogąc dalej uciekać (ranny?), rozerwał się granatem – jego poszarpane zwłoki jeszcze przez kilka dni leżały na skraju wsi. Niestety, w chwili obecnej brak informacji co do personaliów poległych oraz miejsc ich pochówków (przy tym jak się wydaje byli to członkowie NSZ). Ponad wszelką wątpliwość partyzanci NSZ i AKO także mieli rannych, m.in. Henryk Bogucki „Sęk” (żołnierz NSZ), których ewakuacją z pola walki oraz sprowadzeniem lekarza z Dąbrowy Wielkiej zajął się Stanisław Biały „Sosna” (również żołnierz NSZ). Warto przy tym dodać, że wywiad Narodowego Zjednoczenia Wojskowego w piśmie z maja 1945 roku wspominał o zabitych wówczas aż 13 osobach, jednak bez rozróżniania na partyzantów i osoby cywilne.
Tekst powstał w oparciu o opracowanie Pana Piotra Łapińskiego „Dąbrowa Moczydły 30 kwietnia 1945 roku”
Polskie ofiary boju pod Dąbrową Moczydłami
30 kwietnia 1945 roku
- Józef Jankowski (Dąbrowa Łazy) – rozstrzelany przed walką przez żołnierzy sowieckich,
- Stanisław Kutyłowski (Żabiniec) – zastrzelony podczas walki przez żołnierzy sowieckich,
- NN mężczyzna, kuzyn Ignacego Sierzputowskiego (miejsce zamieszkania nieznane) – rozstrzelany przed walką przez żołnierzy sowieckich,
- Ignacy Sierzputowski (Dąbrowa Łazy) – rozstrzelany przed walką przez żołnierzy sowieckich,
- Bolesław Sztyler (Klukowo) – zastrzelony podczas walki przez żołnierzy sowieckich,
- Adam Zaręba (Dąbrowa Łazy) – rozstrzelany przed walką przez żołnierzy sowieckich,
- Franciszek Zaręba (Dąbrowa Moczydły) – zastrzelony po walce przez żołnierza sowieckiego,
- Stanisław Zaręba (Dąbrowa Łazy) – rozstrzelany przed walką przez żołnierzy sowieckich,
- Stanisław Ziemak (Dąbrowa Łazy) – rozstrzelany przed walką przez żołnierzy sowieckich
oraz dwóch lub trzech NN żołnierzy NSZ – poległych w walce
z żołnierzami sowieckimi
NSZ – Narodowe Siły Zbrojne – polska organizacja niepodległościowa powołana w 1942 r.
na bazie przedwojennych działaczy narodowych, licząca od 80 do 100 tyś żołnierzy
AKO – Armia Krajowa Obywatelska – na terenie woj. białostockiego następczyni
rozwiązanej w styczniu 1945 r. Armii Krajowej
UB – Urząd Bezpieczeństwa – potoczny skrót od Urząd Bezpieczeństwa Publicznego,
zbrodniczej, komunistycznej policji politycznej nadzorowanej przez sowieckie NKWD
PUBP – Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego – UB na poziomie powiatu.
NKWD – komunistyczna, sowiecka, skrajnie zbrodnicza policja polityczna. Podlegały pod nią
między innymi sowieckie wojska ochrony pogranicza. Wykonawca zbrodni
katyńskiej
KP – Komenda Powiatu
KP NZW – Komenda Powiatu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego





